Zupełnie niedawno byłem w Wolfsburgu - mieście, w
którym znajdują się zakłady produkcyjne Volkswagena. Wielkie centrum tego
niemieckiego koncernu nie pozwala o sobie zapomnieć dosłownie na każdym kroku.
VW to bezapelacyjnie numer jeden pośród marek
motoryzacyjnych w Niemczech. Auta te bardzo często spotyka się na tamtejszych
autostradach, a niezliczona ich ilość znajduje się... w Wolfsburgu właśnie.
Geneza "samochodu dla ludu" sięga lat
30. Wtedy sam Adolf Hitler zlecił skonstruowanie takiego pojazdu. KDF-wagen, bo
tak się wtedy nazywał, był protoplastą późniejszego Volkswagena
"Garbusa". Przedwojenny obiecany pojazd był prototypem i nigdy nie
znalazł się w seryjnej produkcji (pomimo przyjęcia nań zamówień). Do projektu
powrócono po wojnie i tak narodził się najpopularniejszy samochód w Niemczech -
Volkswagen.
Wolfsburg na każdym kroku wypełniony jest przez
"wagi". Zdaje się być tam tyle samochodów marki Volkswagen, co włosów
na głowie Johna Lennona, a może nawet Limahla. Trudno się temu faktowi dziwić,
skoro "VW-eki" powstają właśnie w tym mieście i są na wskroś
niemieckie (a Niemcy uwielbiają swoje samochody). Volkswagen otrzymał tam
nawet swój pomnik, o wielkim muzeum nie wspominając.
Na przydomowych parkingach zdarzają się być
zaparkowane w szeregu same tylko Volkswageny, a nawet jeśli któreś z aut nim
nie jest, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że sygnuje je inna marka
koncernu (np. Skoda, bądź Audi). "Wagiem" jeździ prawie każdy, a
samochód tej marki, szczególnie w połączeniu z numerami rejestracyjnymi z
Wolfsburga sam w sobie jest reklamą. Zresztą te auta nie potrzebują reklamy.
Każdy o nich wie i jeśli ma chęć, to któryś z nich kupi.
Wszystko super, ale trapi mnie jedna sprawa.
Dlaczego prawie wszyscy jeżdżą autem Hitlera? Nie chcę, a by zrozumiano mnie
źle. Nie mam nic przeciwko Volkswagenom. To porządne, trwałe, wszechstronne
samochody o legendarnej niezawodności. Niestety nie zmienia to faktu, że
dzisiejsze "VW-eki" to spadkobiercy auta powołanego do życia przez
największego zbrodniarza wojennego w dziejach. To nie wina samochodu, ale
okoliczności, w jakich powstał. Czasy pana Adolfa kojarzą się bez wyjątku
pejoratywnie. Według mnie w latach 40. należało porzucić przedwojenny projekt i
skonstruować od początku do końca nowe auto. Zadanie niełatwe, jak na ówczesne
czasy, acz możliwe do zrealizowania. Wszystko po to, aby pojazd nie miał nic
wspólnego z nazistowskimi Niemcami.
Na szczęście producenta Volkswagen odniósł
olbrzymi sukces w powojennej Europie i zapoczątkowaną wtedy tradycję kontynuuje
po dzisiejsze czasy. Ikona marki, model Golf, jest w czołówce sprzedaży nowych
aut (nie tylko) w Niemczech. Modele używane praktycznie każdego rodzaju w
ogromnej ilości od dekad są chętnie importowane do Polski, a i nowe egzemplarze
mają się na rynku nieźle.
Jaka jest tajemnica sukcesu Volkswagena? jego
pojazdy są proste, trwałe, wytrzymałe, o uniwersalnej stylistyce (jak dla mnie
zbyt zachowawczej) i przez wiele lat wypracowały sobie status aut popularnych,
które mają być dostępne dla wszystkich. Zasada jest mniej więcej taka: słyszysz
"samochód", myślisz "Volkswagen". Na szczęście istnieją
liczne odstępstwa. Dzięki temu mamy tak dużą różnorodność marek w
motoryzacyjnym świecie.
Gdybym miał zastanawiać się nad zmianą samochodu,
wziąłbym pod uwagę Volkswagena, ale z pewnością nie byłby on w czołówce mojej
listy potencjalnych kandydatów. Nie pociąga mnie, a do tego jest na swój sposób owiany niechlubną historią. W pomyślunku na ten temat czuję się osamotniony,
gdy otacza mnie pewna ilość zaciekłych "wagowiczów".
Modest
1 komentarz:
Super blog, jest co czytać, odezwij się do osoby, z którą spotkałeś się niedawno, czeka na wiadomość od ciebie ;)
Prześlij komentarz